Strony

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

DON



DON- Tak na razie będę mówiła na babci psa



Od czego zacząć? Najlepiej od początku..
Czyli święta a za tym idą wyjazdy.

Przykro mi tylko że Nala musiała zostać w domu, ale tak było dla niej najlepiej.
W niedzielę rano wyjechaliśmy do babci, była tam rodzina i cioci pies.

Cioci Buldog Francuski i babci DON razem? Przecież to niemożliwe, a jednak!

Byłam zaskoczona gdy wujek powiedział że puścił Peje (bo tak się nazywa ich pies) z Owczarkiem.
Musiałam to zobaczyć na własne oczy.


A dlaczego w to nie wierzyłam? Dlatego że Peja rzuca się na inne psy.
Lecz ona go wąchała, a gdy on chciał to ona go odganiała, a DON uciekał, co była fascynujące. Tak jak już kiedyś mówiłam - Nie ma w nim cienia agresji! to jest aż dziwne.

Gdy już wszyscy pojechali, wzięłam babci psa na spacer.
Najpierw dookoła (tzn. 4 domy oddalone od siebie o jakieś 100m każdy + oczywiście pola)
Następnie zrobiliśmy wielkie kółko w nieznane mu miejsce.
Szliśmy asfaltem, mijaliśmy wiele podwórek z psami, on szczekał na nie ale nie było to nie do opanowania. Był tylko jeden mały incydent z Owczarkiem Belgijskim, przez furtkę szczekały na siebie lecz udało mi się go odciągnąć.


Uważam że bardziej męczący jest dla niego wysiłek psychiczny niż fizyczny.
Długie spacery są na nic. Najważniejsze w tej chwili jest nauczenie go spokoju.
Następnego dnie były dwa spacery. Nie za długie.
Większość czasu spędziliśmy przy furtce, on chce jak najszybciej przez nią przejść więc ćwiczyliśmy spokojne przejście. Za drugim razem było już dużo lepiej. Był bardziej zrelaksowany i nawet się położył.
Widzę że bardzo szybko można byłoby z nim wiele osiągnąć.


Wzięłam go również na linkę 15m i rzucałam piłkę.
I teraz UWAGA! Pierwszy rzut piłki (piszcząca) i pięknie przyniósł do ręki i puścił, było tak jeszcze kilka razy.
Później biegł po piłkę, biegał z nią po polu, puszczał, biegł dalej a później jej szukał.
Wyglądało to tak jakby chciał się bawić w szukanie. Gdy znalazł to znowu przynosił.

Widzę w nim potencjał do aportowania! :D

Chciałam wziąć go na rower/rolki lecz byłoby to niebezpieczne.

Sama nie wierze że tyle pozytywnych rzeczy o nim napisałam, ale tak jest. Było by jeszcze lepiej gdyby miał kto z nim ćwiczyć.

Odjeżdżając poszłam się z nim pożegnać, i nawet na mnie nie skoczył (co na łańcuchu mu się bardzo często zdarza) uwierzyłam że szybko się zmienia.


Teraz może przejdźmy do negatywów.

Nadal nie jest dobrze, jest beznadziejnie co do jego chodzenia na smyczy, ale robi postępy.
Jedzenie jakie dostaje to porażka.
Sierść? jest taka jak to jedzenie..

Pies tak żyje bardzo długo. Niestety nie mogę teraz robić niczego w kierunku zabrania go stamtąd. Gdyż wyjeżdżam na cały lipiec i nikt z domowników nie podjąłby się opieki nad tym psem. (Nali też ze sobą zabrać nie mogę). A nie chciałabym go wziąć na miesiąc po czym na następny znów musiałby tam wrócić, bo to do niczego nie prowadzi.

Uprzedzając pytania; "Co się dzieje z jego szyją?"
Odpowiedź jest prosta; Sierść jest wytarta przez obroże/sznurek, na szczęście nie zauważyłam ran.


Pamiętaj DONku, nie pozwolę Ci zostać w tych warunkach, musisz tylko wytrzymać do końca lipca... :(


środa, 16 kwietnia 2014

Chwila zwątpienia


Dzisiaj miałam chwilę zwątpienia w to co robię z Nalą.
Zaczęłam się zastanawiać czy to w ogóle ma jakiś sens..
Chyba za dużo wymagam i rzucam ją na głęboką wodę.

Poszłam z N na działkę, z aparatem, dyskami.. trochę nagrałam lecz chciałam spróbować czegoś innego i nie wyszło mi to na dobre.. Ręce opadają..
Z domu nie wzięłam smyczy, miałam tylko kaganiec.
Wychodząc z działki podniosłam go z ziemi i zawołałam psa.
A ona udawała że znalazła coś do jedzenia i zaczęła uciekać w kółko po działce. A co wzięła? Ślimaka..
W końcu założyłam jej kaganiec, więc była na mnie obrażona, a ja na nią, i poszłyśmy się przejść, była już zmęczona i dreptała za mną.
Pozwoliłam jej się oddalić (co prawie nigdy się nie zdarza gdy jest bez smyczy) i szłam dalej, spoglądając co chwilę czy nie zacznie szukać jedzenia i przybiegnie do mnie. Oddaliłam się dość daleko, ale pięknie przybiegła, została pochwalona i poszłyśmy w stronę bloku.
W domu również chciałam spróbować pewnej sztuczki. I wszystko na nic..
Miałam już tego dość.
Zwątpiłam w to czy jest szansa ją jeszcze czegokolwiek oduczyć/nauczyć.
Czy jest nad czym pracować, czy to jest pies jaki do mnie pasuje..
Po prostu chyba próbowałam na siłę zrobić z niej psa jakiego bym chciała mieć, a to jest nie możliwe..


Lecz wieczorem znów wrócił mi zapał do pracy i wierze że małymi kroczkami wszystko da się osiągnąć.
Od jutra zaczynamy treningi i mam nadzieję że będą widoczne rezultaty, będziemy działać stopniowo i powili..
Wrócimy do najprostszych rzeczy aby pogłębić naszą więź.



wtorek, 15 kwietnia 2014

Udany dzień.. i to nie jeden, a potem..

Piątkowy dzień był świetny.
Obudziłam się z myślą pojechania do parku i puszczenia Nali na otwartej przestrzeni. I tak właśnie zrobiłyśmy.
Zabrałam wodę, frisbee, piłki tenisowe i oczywiście przysmaki :D

Wsiadłyśmy do autobusu, po wyjściu szyłyśmy deptakiem, po czym skręciłyśmy przechodząc obok wybiegu dla psów na którym często bywamy. Ale nic.. dzisiaj były inne plany więc Nala za smutkiem odwracała głowę spoglądając na wybieg. Poszłyśmy w takie miejsce gdzie mało ludzi przechodzi, puściłam psa i pod drzewkiem położyłam moje rzeczy.
Zaczęłyśmy od frisbee, ona jest na to nakręcono, może nawet zrobimy coś więcej w tym kierunku.
Pierwszy roller na rozgrzewkę pięknie złapany i tak przeszłyśmy do innych rzutów i większość została złapana. (robimy to amatorsko więc nie jest to pewnie takie jak by to oczekiwali inni)
Po frisbee przyszła kolej na piłkę. Trochę jej porzucałam aby się zmęczyła, przynosiła pod same nogi więc byłam z niej zadowolona. W między czasie były też komendy dla utrwalenia i ulepszenia.

Spakowałam wszystko i bez smyczy szła aż do chodnika gdzie spotkałyśmy Labradorkę. Wtedy ją zapięłam bo obawiałam się że jak już zaczną się bawić to będzie szukała jedzenia i zacznie wiać. Ale była tak zmęczona że po przywitaniu szła obok mnie nie zwracając uwagi na sunie obok.
Szłyśmy w stronę morza, lecz nie z zamiarem wejścia na plaże lecz chciałam iść deptakiem wzdłuż.
No ale los tak chciał że nie mogłam odmówić Nali więc pierwszym wejście jakie zobaczyłyśmy podreptałyśmy w stronę plaży. Nie było żadnego psa, tylko kilka ludzi.
Puściłam ją ze smyczy wyjęłam piłki i nagle Nala ma mnóstwo energii i chęci na pływanie więc hoooop! do wody :D Widziałam ludzi z wyjętymi telefonami i kamerujących jak wskakuje do wody i płynie po zabawkę.
Wróciłyśmy brzegiem morza do domu.

Pies w domu jak aniołek :)



W sobotę również pomyślałam że mogłybyśmy iść na plażę. Padał deszcz.. ale co to dla nas :D, wychodzimy z bloku, idziemy jakieś 5-7 minut w lekkim deszczu i przestało padać. Lecz i tak było pochmurnie, brzydko.
Doszłyśmy na plażę i nagle słońce wyszło zza chmur i miło grzało. Więc trochę pływania i do domu.
Wieczorem wzięłam piłkę i poszłyśmy na wybieg (mamy 3 minuty).

Także sobotni dzień również zaliczam do udanych :)

Ogólnie jakiś czas temu zaczęłyśmy już okres na rolki. Więc Nala ma dużo ruchu i jest do tego przyzwyczajona.

I taki krótki filmik z piątku (tylko tyle udało mi się nagrać telefonem).









Już byłam taka zadowolona że zaczęłyśmy pływanie a tu nagle takie coś..

W sobotę w nocy zaczęła piszczeć i miała podkulony ogon, wyszłam z nią na dwór. Wyglądało to tak jak by nie mogła się opróżnić więc czekałam aż to zrobi. Zrobiła.. Ale ogon miała tak samo, nawet wyraz pyszczka się nie zmienił, tylko taki smutny.
Gdy weszłyśmy do domu i nadal piszczała to w końcu wpuściłam ją do pokoju i zawołałam na łóżko, cały czas się wierciła, nie mogła znaleźć miejsca. Ale w końcu zasnęła. Rano ogon miała jak osiołek (ten z Kubusia Puchatka - tak jest często opisywany i łatwy do wyobrażenia), już nie piszczała, ale na podniesienie ogona reagowała negatywnie. Widać było że ją boli. Jednak szukając co to może być natknęłam się na "syndrom zimnego ogona" na forum Labradorowym, poczytałam i jest to dość częsta przypadłość. Więc się już tak nie martwiłam, gdyby ją bolało nadal to bym pojechała do weterynarza na środki przeciwbólowe. Lecz dzisiaj jest już prawie dobrze :)

Filmik ze sztuczkami (niektórymi) już mam posklejany, lecz czeka mnie kilka poprawek i wstawię. (może jutro)

Jednak możliwe że w czasie wolnym (święta) nagram coś w miejscu opisywanym wyżej, będą elementy frisbee i nie tylko :)
+ coś ze świąt co mnie smuci jak i również daje radość..



środa, 2 kwietnia 2014

Myśli.. Sztuczki.. Pies..

Zacznę od tej lepszej części posta. A mianowicie o Nali szcztuczkach.

Tak więc z powtórzeniami i utrwalaniem tego co już zna jest dobrze.
Ale jest także coś nowego. Cą to dwie sztuczki, mam już nagrany materiał lecz jeszcze muszę co nieco poprawić, dokręcić :) i mam nadzieję że najpóźniej w niedziele (lub następną) pojawi się filmik.

Zaczęłyśmy sezon na rolki i śmieje się że niedługo będzie miała mięśnie jak nie jeden Pit bull. :D

I na tym kończą się to co dobre, przejdźmy dalej..

Często 5-7 dni w tygodniu chodzimy/jeździmy(autobusami) na wybieg.
Jakieś 2 lata temu na jeden z nich przychodził mężczyzna z pięcioma Pit bull'ami, i to właśnie od nich nauczyła się warczeć przy zabawie, i gdy ma zabawkę.
Oczywiście na mnie nie warczy, tylko na psy.
Jeśli jakiegoś psa już zna to pięknie się bawi i może gryźć patyka wraz z nim bez konfliktów. Jeśli psa pozna na spacerze po czym pójdziemy razem na wybieg to również wszystko jest dobrze. Problem pojawia się wtedy gdy jest jakiś obcy pies (nie dzieje się tak zawsze) już na wybiegu lub wejdzie gdy my już jesteśmy.. gdy już się powąchają i przechodzą do zabawy to Nala warczy lub obszczekuje jest to trochę dominujące zachowanie ale po jakimś czasie najpóźniej drugie spotkanie z psem jest już w porządku. Ciężko jest mi to zachowanie wyeliminować mimo tych częstych spotkać z najróżniejszymi psami.


Następnie powiem Owczarku.
A więc muszę jeszcze poczekać zanim cokolwiek zostanie przesądzone. Pomimo wielu przeszkód nie tracę wiary..
Zmieniła się moja sytuacja prywatna i w tej chwili ciężko mi przemówić jednej osobie w domu że pies ma po prostu źle. Ta osoba nie widzi problemu. Mam czas na wymyślenie/przekonanie do końca maja..
No cóż, muszę poczekać. Postaram się teraz aby do tego czasu pies miał jak najlepiej.
Jeśli nie udałoby mi się niczego zrobić to już byłby koniec starań. Nie chcę patrzeć na to jak jakikolwiek pies w mojej rodzinie cierpi, jeśli tak dalej będzie to.. ehh
Za tydzień lub dwa tam pojadę i porozmawiam z babcią, zapytam się jej również czy jeśli znalazł by się dom, który na prawdę dobrze zająłby się psem etc.. to czy by go oddała..
Jeśli nic nie wyjdzie to powiem już tak na poważnie co o tym wszystkim myślę.
Jak nic z tym nie zrobią i nadal pies będzie miał tak jak ma to jestem skłonna to zgłosić, chociaż aby się przestraszyli.


Stwierdziłam również że jeśli nie będę miała DONa to psa kupię dopiero za rok. W tej chwili mam za dużo spraw na głowie. Chyba że przez ten rok nagle zdarzyło by się coś takiego że bym znalazła psa/lub przygarnęła potrzebującego.

Nie wiem jak się to wszystko ułoży, oby jak najlepiej..

A na koniec takie zdjęcie :)