Strony

sobota, 24 maja 2014

Nasze problemy

Ostatnio konsekwentnie wzięłyśmy się za eliminacje niechcianych zachowań.

I wiele osiągnęłyśmy.

Spuszczona ze smyczy;

1. Przychodzi na zawołanie (lecz jest kilka sytuacji.. ale to niżej),
2. Grzecznie idzie za mną, gdy coś wącha po zawołaniu przychodzi chyba że jest to tak intensywny zapach to muszę się do niej cofnąć i zachęcić aby przyszła (z każdym dniem jest coraz lepiej),
3. Gdy zobaczy psa to najczęściej go omija, chyba że wykazuje bardzo duże zainteresowanie zabawą to musi go poznać i idziemy dalej,
4. Nie zwraca uwagi na ludzi, chyba że już jej pozwolę podejść do kogoś kto ją woła.

Miała kiedyś problem z mężczyznami. Zdarzyło mi się to jakieś 3 razy, jak była na smyczy i nagle ktoś zrobił bardzo gwałtowny ruch w jej, lub moim kierunku to skoczyła na niego w celu odstraszenia. Nigdy nie ugryzła!
jakiś czas temu również wykazała take zachowanie z inną osobą na spacerze. Lecz teraz już osoby zostały doszkolone aby nie popełnili już tych błędów.
Więc uważam że już problemu nie ma.

A kto tak wykrzywił pyszczek? :)


Nie robi na niej wrażenia obok przejeżdżający ciąg rowerów, czy biegaczy, piszczących małych dzieci, ptaków ani kotów.

W domu też było kilka problemów, takich jak skakanie na na niektórych domowników  po powrocie do domu (długo im mówiłam co mają robić aby przestała i w końcu się udało przekonać ich do moich metod), siedzenie przy jedzącym człowieku (z łatwością można kazać jej wyjść z pokoju) i to chyba tyle.

Ogólnie jestem z niej bardzo zadowolona.
Uporałyśmy się z tym co przeszkadzało nam w codziennym życiu.
Pogłębiamy naszą więź i z dnia na dzień jest ona coraz silniejsza. Ciekawa jestem co to będzie gdy rozstaniemy się na miesiąc (nie będzie mnie w lipcu, a psa nie mogę zabrać ze sobą)..

Został tylko jeden problem (mam taką nadzieję, bo w tym momencie nie mogę cobie przypomnieć innych).
Burza, petardy..
Nala nadal się boi, lecz dzisiejszą burzę dużo lepiej przeżyła. Nie trzęsła się ani przesadnie dyszała, nie stała jak sparaliżowana, nie napinała się.
Patrzyła się w okno, miała przerażony wzrok ale nie tak bardzo jak wcześniej.
Zajmowałam się nią aby złagodzić jej strach, lecz nie było to chwalenie aby nie utrwalić tego zachowania.
Mam nadzieję że będzie coraz lepiej.


Po wielu wzlotach i upadkach jesteśmy gotowe na przyjęcie kogoś nowego. (Więcej napiszę w granicach 7-10 czerwca - nie chcę zapeszyć, a osoby które wiedzą niech nic nie wyjawiają).



Dziękuję za to że coraz więcej osób czyta mojego bloga.
Serdecznie wszystkich pozdrawiam :)

I jeszcze jedno, zdjęcia na waszych ekranach mogą być ciemniejsze/jaśniejsze w zależności od waszych ustawień.

No to teraz możemy iść biegać.

piątek, 23 maja 2014

Las, las, las.. :)

Od kilku dni codziennie wybieramy się w podróż do lasu. 
Najpierw bieganie za piłką w parku a później długi 2-3 godzinny spacer po lesie :D
A wczoraj co zobaczyłam? 4 kleszcze :/ Na szczęście krople działają i wracając autobusem widziałam jak jeden "uciekał" od Nali. (3 pozostałe wyplątałam z sierści chwile wcześniej na przystanku)


Jestem zadowolona z Nali w 90%.
Najczęściej gdy zacznie coś wąchać a ja ją zawołam to grzecznie przychodzi i ogólnie się słucha.
Jeśli zobaczy psa to przywita go i idziemy dalej.
Lubie wąskie ścieżki gdyż wtedy idzie tuż za mną.
Ma takie jedno miejsce gdy wychodzimy już z lasu na deptak, to kawałek biegnie (jak by chciała uciekać), ale za chwilę się na mnie spojrzy i ja wtedy "idź" i idzie załatwić swoje "sprawy", idę w tym czasie na chodnik i czekam aż przyjdzie.
Po tym idzie za mną miedzy ludźmi, a jak wiadomo jest ich mnóstwo w tak piękną pogodę, niektórzy ją pogłaskają, ale najczęściej jak ktoś ją woła to Nala nie zwraca uwagi. Często słyszę że jaka ona grzeczna, jaka szczupła, jaka przyjazna.

Dzisiaj znów powtórzymy wyprawę do lasu :)

I poszukam jakiś innych spotkań z psami bo chętnie bym się wybrała z większą grupą niż 1-2 psy.




Pozdrawiamy :)

poniedziałek, 12 maja 2014

Dzisiejsza historia

Opowiem wam co dzisiaj mi się przydarzyło..



Idąc deptakiem zobaczyłam małego kundelka, szedł pomiędzy ludźmi co chwilę zatrzymując się i coś wąchając, widać było że pies jest bez właściciela. No ale nic, poszłam dalej nie myśląc o psie.
Gdy już doszłam do deptaka prowadzącego wzdłuż morza po chwili usiadłam na ławce.
Minęło jakieś 10 minut i widzę jak ten pies przechodzi obok. Zawołałam go lecz nie zwracał na mnie uwagi, widać było że nic go nie interesuje. Ale tak się kręcił blisko miejsca w którym siedziałam i po kolejnym zawołaniu podszedł. Pewnie nikogo los tego psiaka by nie interesował i nikt by nawet nie pomyślał o chociażby pogłaskaniu go (bo pewnie przenosi choroby, bo agresywny), ale ja to ja więc musiałam.
A więc gdy już podszedł, obwąchał mnie, pomerdał swoim zawiniętym ogonkiem i poszedł. Chodził, wąchał, lecz się nie oddalał od miejsca gdzie siedziałam. Jeszcze kilka razy podchodził, głaski i szedł znowu węszyć.
Po jakimś czasie znowu podszedł, cieszył się i tak pięknie się patrzył tymi swoimi ślepkami :)
Był bardzo przyjazny, położył się a nawet odpoczywał kładąc swobodnie łepek na ziemi.
Gdy przestawałam głaskać, podnosił pyszczek i się rozglądał.

 


Gdy tak spokojnie sobie leżał, podszedł do niego szczeniak (jego wielkości) powąchał i poszedł. On chciał już za nim iść, ale oddalił się kawałek ode mnie po czym spojrzał i wrócił.

Wskoczył na ławkę i tak słodko sobie leżał :)



Gdy już nadszedł czas powrotu do domu wstałam i nie zwracając uwagi na psa zaczęłam iść w swoją stronę. Zauważyłam że pies również idzie tam gdzie ja ale pomyślałam że może wie gdzie iść gdyż szedł przede mną po czym coś wąchał i nadal biegł przede mnie.
I tak przez długi czas.



Widziałam już później że gdy jest przede mną to gdy się zatrzyma, patrzy czy nadal jestem.
Nawet to sprawdziłam, nagle zmieniając kierunek. Oczywiście co pies zrobił? Zaczął za mną biec tak pięknie się na mnie patrząc i ciesząc na mój widok że mnie znalazł.
Czasem nawet podskoczył mi do ręki, tak się cieszył.

Szedł ze mną aż do mojego bloku. Pomyślałam że wezmę Nalę i zobaczę co będzie robił.
Weszłam do środka zostawiając tego psa na dworzu. Schodząc już na dół z moim Futrem zobaczyłam że stoi przed klatką i szczeka. czekał na mnie...
Tak mi było go żal, tysiąc myśli w głowie co z nim zrobić.
Poszłam na wybieg, był już tam pies więc wolałam wejść tylko z Nalą gdyż nie znane mi było zachowanie tego psa. No ale mamy tak beznadziejnie zrobiony wybieg że prześlizgnął się pod furtką. Ale był grzeczny, chodził własnymi ścieżkami..

Wracając do domu, musiałam znowu zostawić psa przed blokiem. Szybko weszłam do domu, znalazłam potrzebne mi numery do osób które mogły by pomóc psu i w razie co do schroniska. Ale gdy już wzięłam numery (zajęło mi to ok5 minut) psa już na dole nie było.

Mam nadzieje że znów go spotkam i będzie miał lepsze życie..




A tak się ostatnio zastanawiałam.. czy lepiej kupić wymarzonego psa, czy może uratować jakiemuś życie..
Ja wybrałabym drugą opcję.. A wy?
I już nawet wiem jak będę mogła pomagać :)
Ale o tym kiedy indziej.
W następnym poście napiszę o zwierzętach którym udało mi się odmienić ich życie.. Czasem to był szczęśliwy koniec, a czasem krótki ale pełen miłości..


Pozdrawiam :)