Opowiem wam co dzisiaj mi się przydarzyło..
Idąc deptakiem zobaczyłam małego kundelka, szedł pomiędzy ludźmi co chwilę zatrzymując się i coś wąchając, widać było że pies jest bez właściciela. No ale nic, poszłam dalej nie myśląc o psie.
Gdy już doszłam do deptaka prowadzącego wzdłuż morza po chwili usiadłam na ławce.
Minęło jakieś 10 minut i widzę jak ten pies przechodzi obok. Zawołałam go lecz nie zwracał na mnie uwagi, widać było że nic go nie interesuje. Ale tak się kręcił blisko miejsca w którym siedziałam i po kolejnym zawołaniu podszedł. Pewnie nikogo los tego psiaka by nie interesował i nikt by nawet nie pomyślał o chociażby pogłaskaniu go (bo pewnie przenosi choroby, bo agresywny), ale ja to ja więc musiałam.
A więc gdy już podszedł, obwąchał mnie, pomerdał swoim zawiniętym ogonkiem i poszedł. Chodził, wąchał, lecz się nie oddalał od miejsca gdzie siedziałam. Jeszcze kilka razy podchodził, głaski i szedł znowu węszyć.
Po jakimś czasie znowu podszedł, cieszył się i tak pięknie się patrzył tymi swoimi ślepkami :)
Był bardzo przyjazny, położył się a nawet odpoczywał kładąc swobodnie łepek na ziemi.
Gdy przestawałam głaskać, podnosił pyszczek i się rozglądał.
Gdy tak spokojnie sobie leżał, podszedł do niego szczeniak (jego wielkości) powąchał i poszedł. On chciał już za nim iść, ale oddalił się kawałek ode mnie po czym spojrzał i wrócił.
Wskoczył na ławkę i tak słodko sobie leżał :)
Gdy już nadszedł czas powrotu do domu wstałam i nie zwracając uwagi na psa zaczęłam iść w swoją stronę. Zauważyłam że pies również idzie tam gdzie ja ale pomyślałam że może wie gdzie iść gdyż szedł przede mną po czym coś wąchał i nadal biegł przede mnie.
I tak przez długi czas.
Widziałam już później że gdy jest przede mną to gdy się zatrzyma, patrzy czy nadal jestem.
Nawet to sprawdziłam, nagle zmieniając kierunek. Oczywiście co pies zrobił? Zaczął za mną biec tak pięknie się na mnie patrząc i ciesząc na mój widok że mnie znalazł.
Czasem nawet podskoczył mi do ręki, tak się cieszył.
Szedł ze mną aż do mojego bloku. Pomyślałam że wezmę Nalę i zobaczę co będzie robił.
Weszłam do środka zostawiając tego psa na dworzu. Schodząc już na dół z moim Futrem zobaczyłam że stoi przed klatką i szczeka. czekał na mnie...
Tak mi było go żal, tysiąc myśli w głowie co z nim zrobić.
Poszłam na wybieg, był już tam pies więc wolałam wejść tylko z Nalą gdyż nie znane mi było zachowanie tego psa. No ale mamy tak beznadziejnie zrobiony wybieg że prześlizgnął się pod furtką. Ale był grzeczny, chodził własnymi ścieżkami..
Wracając do domu, musiałam znowu zostawić psa przed blokiem. Szybko weszłam do domu, znalazłam potrzebne mi numery do osób które mogły by pomóc psu i w razie co do schroniska. Ale gdy już wzięłam numery (zajęło mi to ok5 minut) psa już na dole nie było.
Mam nadzieje że znów go spotkam i będzie miał lepsze życie..
A tak się ostatnio zastanawiałam.. czy lepiej kupić wymarzonego psa, czy może uratować jakiemuś życie..
Ja wybrałabym drugą opcję.. A wy?
I już nawet wiem jak będę mogła pomagać :)
Ale o tym kiedy indziej.
W następnym poście napiszę o zwierzętach którym udało mi się odmienić ich życie.. Czasem to był szczęśliwy koniec, a czasem krótki ale pełen miłości..
Pozdrawiam :)
I tak przez długi czas.
Widziałam już później że gdy jest przede mną to gdy się zatrzyma, patrzy czy nadal jestem.
Nawet to sprawdziłam, nagle zmieniając kierunek. Oczywiście co pies zrobił? Zaczął za mną biec tak pięknie się na mnie patrząc i ciesząc na mój widok że mnie znalazł.
Czasem nawet podskoczył mi do ręki, tak się cieszył.
Szedł ze mną aż do mojego bloku. Pomyślałam że wezmę Nalę i zobaczę co będzie robił.
Weszłam do środka zostawiając tego psa na dworzu. Schodząc już na dół z moim Futrem zobaczyłam że stoi przed klatką i szczeka. czekał na mnie...
Tak mi było go żal, tysiąc myśli w głowie co z nim zrobić.
Poszłam na wybieg, był już tam pies więc wolałam wejść tylko z Nalą gdyż nie znane mi było zachowanie tego psa. No ale mamy tak beznadziejnie zrobiony wybieg że prześlizgnął się pod furtką. Ale był grzeczny, chodził własnymi ścieżkami..
Wracając do domu, musiałam znowu zostawić psa przed blokiem. Szybko weszłam do domu, znalazłam potrzebne mi numery do osób które mogły by pomóc psu i w razie co do schroniska. Ale gdy już wzięłam numery (zajęło mi to ok5 minut) psa już na dole nie było.
Mam nadzieje że znów go spotkam i będzie miał lepsze życie..
A tak się ostatnio zastanawiałam.. czy lepiej kupić wymarzonego psa, czy może uratować jakiemuś życie..
Ja wybrałabym drugą opcję.. A wy?
I już nawet wiem jak będę mogła pomagać :)
Ale o tym kiedy indziej.
W następnym poście napiszę o zwierzętach którym udało mi się odmienić ich życie.. Czasem to był szczęśliwy koniec, a czasem krótki ale pełen miłości..
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz