W końcu nagrałam filmik tak na szybko posklejałam i dodałam ale nie ma głosu więc przed włączeniem najlepiej puść sobie jakąś piosenkę :) Na filmiku jest trochę frisbee i kilka nowych sztuczek, kilka ostatnio nauczonych takich jak np. poproś więc jeszcze nie umie zbyt długo zostać w ten pozycji.
Mam plan aby zrobić filmik na którym byłoby więcej sztuczek i początki obi (dopiero zaczynamy). Ostatnio wiele ją uczę nowych rzeczy i utrwalam to co umiem i jestem z niej strasznie dumna :) Mam nadzieję że na wiosnę może jakiś kurs z obi albo agi.
I taka mała prośba, może chcesz mi pomóc i zagłosujesz na Nali zdjęcie w konkursie? Aby zagłosować trzeba się zalogować ale to zajmuje chwile :) https://www.arcyfotka.pl/Fotka/Konkursowa/2443/Kabanos
Wreszcie wróciłam z wakacji (bez Nali) i załapałam się na dcdc w Sopocie.
W piątek poszukałam sobie jak najlepiej dojechać komunikacją miejską, miałam już ustaloną trasę.. W sobotę oczywiście nie zdążyłam na tramwaj więc musiałam zmienić swój plan trochę nam to utrudniło dotarcie na miejsc ale w końcu się udało. Oczywiście byłam z Nalą, może ktoś nas pozna :) Postałam i pooglądałam te wszystkie piękne psy. Nala zachowywała się dobrze, żadnych konfliktów z psami. W niedzielę również byłyśmy, tym razem trochę dłużej. Lecz zdjęć zrobiłam może z 5. Nie mam odpowiedniego obiektywu więc przykro mi że nie ma więcej. Ale to jedno beznadziejne pokażę, żeby nie było że nie byłam :D
Do domu wróciłam w czwartek, oczywiście od razu wyszłam z psem aby zobaczyć czy coś zmieniło się w jej zachowaniu. I stwierdzam że jest trochę gorzej ale nie tragicznie czego się tak strasznie obawiałam.
Po spacerze pojechaliśmy do babci. Ale tego nie będę komentować..
taki ucieszony..
Nali też nie może zabraknąć :)
w trakcie dcdc
A tutaj zmęczona czeka na tramwaj do domu
Z Nalą zaczynamy trochę robić coś w kierunku obi i frisbee, może niedługo pojawi się jakiś filmik ze sztuczkami i tym co już udało nam się zrobić, ale nic nie obiecuję.. :)
I kilka takich "nie psich" zdjęć :D (mam nadzieję że się nie obrazicie)
Ostatnio konsekwentnie wzięłyśmy się za eliminacje niechcianych zachowań.
I wiele osiągnęłyśmy.
Spuszczona ze smyczy;
1. Przychodzi na zawołanie (lecz jest kilka sytuacji.. ale to niżej),
2. Grzecznie idzie za mną, gdy coś wącha po zawołaniu przychodzi chyba że jest to tak intensywny zapach to muszę się do niej cofnąć i zachęcić aby przyszła (z każdym dniem jest coraz lepiej),
3. Gdy zobaczy psa to najczęściej go omija, chyba że wykazuje bardzo duże zainteresowanie zabawą to musi go poznać i idziemy dalej,
4. Nie zwraca uwagi na ludzi, chyba że już jej pozwolę podejść do kogoś kto ją woła.
Miała kiedyś problem z mężczyznami. Zdarzyło mi się to jakieś 3 razy, jak była na smyczy i nagle ktoś zrobił bardzo gwałtowny ruch w jej, lub moim kierunku to skoczyła na niego w celu odstraszenia. Nigdy nie ugryzła!
jakiś czas temu również wykazała take zachowanie z inną osobą na spacerze. Lecz teraz już osoby zostały doszkolone aby nie popełnili już tych błędów.
Więc uważam że już problemu nie ma.
A kto tak wykrzywił pyszczek? :)
Nie robi na niej wrażenia obok przejeżdżający ciąg rowerów, czy biegaczy, piszczących małych dzieci, ptaków ani kotów.
W domu też było kilka problemów, takich jak skakanie na na niektórych domowników po powrocie do domu (długo im mówiłam co mają robić aby przestała i w końcu się udało przekonać ich do moich metod), siedzenie przy jedzącym człowieku (z łatwością można kazać jej wyjść z pokoju) i to chyba tyle.
Ogólnie jestem z niej bardzo zadowolona.
Uporałyśmy się z tym co przeszkadzało nam w codziennym życiu.
Pogłębiamy naszą więź i z dnia na dzień jest ona coraz silniejsza. Ciekawa jestem co to będzie gdy rozstaniemy się na miesiąc (nie będzie mnie w lipcu, a psa nie mogę zabrać ze sobą)..
Został tylko jeden problem (mam taką nadzieję, bo w tym momencie nie mogę cobie przypomnieć innych).
Burza, petardy..
Nala nadal się boi, lecz dzisiejszą burzę dużo lepiej przeżyła. Nie trzęsła się ani przesadnie dyszała, nie stała jak sparaliżowana, nie napinała się.
Patrzyła się w okno, miała przerażony wzrok ale nie tak bardzo jak wcześniej.
Zajmowałam się nią aby złagodzić jej strach, lecz nie było to chwalenie aby nie utrwalić tego zachowania.
Mam nadzieję że będzie coraz lepiej.
Po wielu wzlotach i upadkach jesteśmy gotowe na przyjęcie kogoś nowego. (Więcej napiszę w granicach 7-10 czerwca - nie chcę zapeszyć, a osoby które wiedzą niech nic nie wyjawiają).
Dziękuję za to że coraz więcej osób czyta mojego bloga.
Serdecznie wszystkich pozdrawiam :)
I jeszcze jedno, zdjęcia na waszych ekranach mogą być ciemniejsze/jaśniejsze w zależności od waszych ustawień.
Od kilku dni codziennie wybieramy się w podróż do lasu.
Najpierw bieganie za piłką w parku a później długi 2-3 godzinny spacer po lesie :D A wczoraj co zobaczyłam? 4 kleszcze :/ Na szczęście krople działają i wracając autobusem widziałam jak jeden "uciekał" od Nali. (3 pozostałe wyplątałam z sierści chwile wcześniej na przystanku)
Jestem zadowolona z Nali w 90%. Najczęściej gdy zacznie coś wąchać a ja ją zawołam to grzecznie przychodzi i ogólnie się słucha. Jeśli zobaczy psa to przywita go i idziemy dalej. Lubie wąskie ścieżki gdyż wtedy idzie tuż za mną. Ma takie jedno miejsce gdy wychodzimy już z lasu na deptak, to kawałek biegnie (jak by chciała uciekać), ale za chwilę się na mnie spojrzy i ja wtedy "idź" i idzie załatwić swoje "sprawy", idę w tym czasie na chodnik i czekam aż przyjdzie. Po tym idzie za mną miedzy ludźmi, a jak wiadomo jest ich mnóstwo w tak piękną pogodę, niektórzy ją pogłaskają, ale najczęściej jak ktoś ją woła to Nala nie zwraca uwagi. Często słyszę że jaka ona grzeczna, jaka szczupła, jaka przyjazna.
Dzisiaj znów powtórzymy wyprawę do lasu :)
I poszukam jakiś innych spotkań z psami bo chętnie bym się wybrała z większą grupą niż 1-2 psy.
Idąc deptakiem zobaczyłam małego kundelka, szedł pomiędzy ludźmi co chwilę zatrzymując się i coś wąchając, widać było że pies jest bez właściciela. No ale nic, poszłam dalej nie myśląc o psie. Gdy już doszłam do deptaka prowadzącego wzdłuż morza po chwili usiadłam na ławce. Minęło jakieś 10 minut i widzę jak ten pies przechodzi obok. Zawołałam go lecz nie zwracał na mnie uwagi, widać było że nic go nie interesuje. Ale tak się kręcił blisko miejsca w którym siedziałam i po kolejnym zawołaniu podszedł. Pewnie nikogo los tego psiaka by nie interesował i nikt by nawet nie pomyślał o chociażby pogłaskaniu go (bo pewnie przenosi choroby, bo agresywny), ale ja to ja więc musiałam. A więc gdy już podszedł, obwąchał mnie, pomerdał swoim zawiniętym ogonkiem i poszedł. Chodził, wąchał, lecz się nie oddalał od miejsca gdzie siedziałam. Jeszcze kilka razy podchodził, głaski i szedł znowu węszyć. Po jakimś czasie znowu podszedł, cieszył się i tak pięknie się patrzył tymi swoimi ślepkami :) Był bardzo przyjazny, położył się a nawet odpoczywał kładąc swobodnie łepek na ziemi. Gdy przestawałam głaskać, podnosił pyszczek i się rozglądał.
Gdy tak spokojnie sobie leżał, podszedł do niego szczeniak (jego wielkości) powąchał i poszedł. On chciał już za nim iść, ale oddalił się kawałek ode mnie po czym spojrzał i wrócił.
Wskoczył na ławkę i tak słodko sobie leżał :)
Gdy już nadszedł czas powrotu do domu wstałam i nie zwracając uwagi na psa zaczęłam iść w swoją stronę. Zauważyłam że pies również idzie tam gdzie ja ale pomyślałam że może wie gdzie iść gdyż szedł przede mną po czym coś wąchał i nadal biegł przede mnie. I tak przez długi czas.
Widziałam już później że gdy jest przede mną to gdy się zatrzyma, patrzy czy nadal jestem. Nawet to sprawdziłam, nagle zmieniając kierunek. Oczywiście co pies zrobił? Zaczął za mną biec tak pięknie się na mnie patrząc i ciesząc na mój widok że mnie znalazł. Czasem nawet podskoczył mi do ręki, tak się cieszył.
Szedł ze mną aż do mojego bloku. Pomyślałam że wezmę Nalę i zobaczę co będzie robił. Weszłam do środka zostawiając tego psa na dworzu. Schodząc już na dół z moim Futrem zobaczyłam że stoi przed klatką i szczeka. czekał na mnie... Tak mi było go żal, tysiąc myśli w głowie co z nim zrobić. Poszłam na wybieg, był już tam pies więc wolałam wejść tylko z Nalą gdyż nie znane mi było zachowanie tego psa. No ale mamy tak beznadziejnie zrobiony wybieg że prześlizgnął się pod furtką. Ale był grzeczny, chodził własnymi ścieżkami..
Wracając do domu, musiałam znowu zostawić psa przed blokiem. Szybko weszłam do domu, znalazłam potrzebne mi numery do osób które mogły by pomóc psu i w razie co do schroniska. Ale gdy już wzięłam numery (zajęło mi to ok5 minut) psa już na dole nie było.
Mam nadzieje że znów go spotkam i będzie miał lepsze życie..
A tak się ostatnio zastanawiałam.. czy lepiej kupić wymarzonego psa, czy może uratować jakiemuś życie.. Ja wybrałabym drugą opcję.. A wy? I już nawet wiem jak będę mogła pomagać :) Ale o tym kiedy indziej. W następnym poście napiszę o zwierzętach którym udało mi się odmienić ich życie.. Czasem to był szczęśliwy koniec, a czasem krótki ale pełen miłości..
Od czego zacząć? Najlepiej od początku..
Czyli święta a za tym idą wyjazdy.
Przykro mi tylko że Nala musiała zostać w domu, ale tak było dla niej najlepiej.
W niedzielę rano wyjechaliśmy do babci, była tam rodzina i cioci pies.
Cioci Buldog Francuski i babci DON razem? Przecież to niemożliwe, a jednak!
Byłam zaskoczona gdy wujek powiedział że puścił Peje (bo tak się nazywa ich pies) z Owczarkiem.
Musiałam to zobaczyć na własne oczy.
A dlaczego w to nie wierzyłam? Dlatego że Peja rzuca się na inne psy.
Lecz ona go wąchała, a gdy on chciał to ona go odganiała, a DON uciekał, co była fascynujące. Tak jak już kiedyś mówiłam - Nie ma w nim cienia agresji! to jest aż dziwne.
Gdy już wszyscy pojechali, wzięłam babci psa na spacer.
Najpierw dookoła (tzn. 4 domy oddalone od siebie o jakieś 100m każdy + oczywiście pola)
Następnie zrobiliśmy wielkie kółko w nieznane mu miejsce.
Szliśmy asfaltem, mijaliśmy wiele podwórek z psami, on szczekał na nie ale nie było to nie do opanowania. Był tylko jeden mały incydent z Owczarkiem Belgijskim, przez furtkę szczekały na siebie lecz udało mi się go odciągnąć.
Uważam że bardziej męczący jest dla niego wysiłek psychiczny niż fizyczny.
Długie spacery są na nic. Najważniejsze w tej chwili jest nauczenie go spokoju.
Następnego dnie były dwa spacery. Nie za długie.
Większość czasu spędziliśmy przy furtce, on chce jak najszybciej przez nią przejść więc ćwiczyliśmy spokojne przejście. Za drugim razem było już dużo lepiej. Był bardziej zrelaksowany i nawet się położył.
Widzę że bardzo szybko można byłoby z nim wiele osiągnąć.
Wzięłam go również na linkę 15m i rzucałam piłkę.
I teraz UWAGA! Pierwszy rzut piłki (piszcząca) i pięknie przyniósł do ręki i puścił, było tak jeszcze kilka razy.
Później biegł po piłkę, biegał z nią po polu, puszczał, biegł dalej a później jej szukał.
Wyglądało to tak jakby chciał się bawić w szukanie. Gdy znalazł to znowu przynosił.
Widzę w nim potencjał do aportowania! :D
Chciałam wziąć go na rower/rolki lecz byłoby to niebezpieczne.
Sama nie wierze że tyle pozytywnych rzeczy o nim napisałam, ale tak jest. Było by jeszcze lepiej gdyby miał kto z nim ćwiczyć.
Odjeżdżając poszłam się z nim pożegnać, i nawet na mnie nie skoczył (co na łańcuchu mu się bardzo często zdarza) uwierzyłam że szybko się zmienia.
Teraz może przejdźmy do negatywów.
Nadal nie jest dobrze, jest beznadziejnie co do jego chodzenia na smyczy, ale robi postępy.
Jedzenie jakie dostaje to porażka.
Sierść? jest taka jak to jedzenie..
Pies tak żyje bardzo długo. Niestety nie mogę teraz robić niczego w kierunku zabrania go stamtąd. Gdyż wyjeżdżam na cały lipiec i nikt z domowników nie podjąłby się opieki nad tym psem. (Nali też ze sobą zabrać nie mogę). A nie chciałabym go wziąć na miesiąc po czym na następny znów musiałby tam wrócić, bo to do niczego nie prowadzi.
Uprzedzając pytania; "Co się dzieje z jego szyją?"
Odpowiedź jest prosta; Sierść jest wytarta przez obroże/sznurek, na szczęście nie zauważyłam ran.
Pamiętaj DONku, nie pozwolę Ci zostać w tych warunkach, musisz tylko wytrzymać do końca lipca... :(
Dzisiaj miałam chwilę zwątpienia w to co robię z Nalą. Zaczęłam się zastanawiać czy to w ogóle ma jakiś sens.. Chyba za dużo wymagam i rzucam ją na głęboką wodę.
Poszłam z N na działkę, z aparatem, dyskami.. trochę nagrałam lecz chciałam spróbować czegoś innego i nie wyszło mi to na dobre.. Ręce opadają.. Z domu nie wzięłam smyczy, miałam tylko kaganiec. Wychodząc z działki podniosłam go z ziemi i zawołałam psa. A ona udawała że znalazła coś do jedzenia i zaczęła uciekać w kółko po działce. A co wzięła? Ślimaka.. W końcu założyłam jej kaganiec, więc była na mnie obrażona, a ja na nią, i poszłyśmy się przejść, była już zmęczona i dreptała za mną. Pozwoliłam jej się oddalić (co prawie nigdy się nie zdarza gdy jest bez smyczy) i szłam dalej, spoglądając co chwilę czy nie zacznie szukać jedzenia i przybiegnie do mnie. Oddaliłam się dość daleko, ale pięknie przybiegła, została pochwalona i poszłyśmy w stronę bloku. W domu również chciałam spróbować pewnej sztuczki. I wszystko na nic.. Miałam już tego dość. Zwątpiłam w to czy jest szansa ją jeszcze czegokolwiek oduczyć/nauczyć. Czy jest nad czym pracować, czy to jest pies jaki do mnie pasuje.. Po prostu chyba próbowałam na siłę zrobić z niej psa jakiego bym chciała mieć, a to jest nie możliwe..
Lecz wieczorem znów wrócił mi zapał do pracy i wierze że małymi kroczkami wszystko da się osiągnąć. Od jutra zaczynamy treningi i mam nadzieję że będą widoczne rezultaty, będziemy działać stopniowo i powili.. Wrócimy do najprostszych rzeczy aby pogłębić naszą więź.
Piątkowy dzień był świetny.
Obudziłam się z myślą pojechania do parku i puszczenia Nali na otwartej przestrzeni. I tak właśnie zrobiłyśmy.
Zabrałam wodę, frisbee, piłki tenisowe i oczywiście przysmaki :D
Wsiadłyśmy do autobusu, po wyjściu szyłyśmy deptakiem, po czym skręciłyśmy przechodząc obok wybiegu dla psów na którym często bywamy. Ale nic.. dzisiaj były inne plany więc Nala za smutkiem odwracała głowę spoglądając na wybieg. Poszłyśmy w takie miejsce gdzie mało ludzi przechodzi, puściłam psa i pod drzewkiem położyłam moje rzeczy.
Zaczęłyśmy od frisbee, ona jest na to nakręcono, może nawet zrobimy coś więcej w tym kierunku.
Pierwszy roller na rozgrzewkę pięknie złapany i tak przeszłyśmy do innych rzutów i większość została złapana. (robimy to amatorsko więc nie jest to pewnie takie jak by to oczekiwali inni)
Po frisbee przyszła kolej na piłkę. Trochę jej porzucałam aby się zmęczyła, przynosiła pod same nogi więc byłam z niej zadowolona. W między czasie były też komendy dla utrwalenia i ulepszenia.
Spakowałam wszystko i bez smyczy szła aż do chodnika gdzie spotkałyśmy Labradorkę. Wtedy ją zapięłam bo obawiałam się że jak już zaczną się bawić to będzie szukała jedzenia i zacznie wiać. Ale była tak zmęczona że po przywitaniu szła obok mnie nie zwracając uwagi na sunie obok.
Szłyśmy w stronę morza, lecz nie z zamiarem wejścia na plaże lecz chciałam iść deptakiem wzdłuż.
No ale los tak chciał że nie mogłam odmówić Nali więc pierwszym wejście jakie zobaczyłyśmy podreptałyśmy w stronę plaży. Nie było żadnego psa, tylko kilka ludzi.
Puściłam ją ze smyczy wyjęłam piłki i nagle Nala ma mnóstwo energii i chęci na pływanie więc hoooop! do wody :D Widziałam ludzi z wyjętymi telefonami i kamerujących jak wskakuje do wody i płynie po zabawkę.
Wróciłyśmy brzegiem morza do domu.
Pies w domu jak aniołek :)
W sobotę również pomyślałam że mogłybyśmy iść na plażę. Padał deszcz.. ale co to dla nas :D, wychodzimy z bloku, idziemy jakieś 5-7 minut w lekkim deszczu i przestało padać. Lecz i tak było pochmurnie, brzydko.
Doszłyśmy na plażę i nagle słońce wyszło zza chmur i miło grzało. Więc trochę pływania i do domu.
Wieczorem wzięłam piłkę i poszłyśmy na wybieg (mamy 3 minuty).
Także sobotni dzień również zaliczam do udanych :)
Ogólnie jakiś czas temu zaczęłyśmy już okres na rolki. Więc Nala ma dużo ruchu i jest do tego przyzwyczajona.
I taki krótki filmik z piątku (tylko tyle udało mi się nagrać telefonem).
Już byłam taka zadowolona że zaczęłyśmy pływanie a tu nagle takie coś..
W sobotę w nocy zaczęła piszczeć i miała podkulony ogon, wyszłam z nią na dwór. Wyglądało to tak jak by nie mogła się opróżnić więc czekałam aż to zrobi. Zrobiła.. Ale ogon miała tak samo, nawet wyraz pyszczka się nie zmienił, tylko taki smutny. Gdy weszłyśmy do domu i nadal piszczała to w końcu wpuściłam ją do pokoju i zawołałam na łóżko, cały czas się wierciła, nie mogła znaleźć miejsca. Ale w końcu zasnęła. Rano ogon miała jak osiołek (ten z Kubusia Puchatka - tak jest często opisywany i łatwy do wyobrażenia), już nie piszczała, ale na podniesienie ogona reagowała negatywnie. Widać było że ją boli. Jednak szukając co to może być natknęłam się na "syndrom zimnego ogona" na forum Labradorowym, poczytałam i jest to dość częsta przypadłość. Więc się już tak nie martwiłam, gdyby ją bolało nadal to bym pojechała do weterynarza na środki przeciwbólowe. Lecz dzisiaj jest już prawie dobrze :)
Filmik ze sztuczkami (niektórymi) już mam posklejany, lecz czeka mnie kilka poprawek i wstawię. (może jutro)
Jednak możliwe że w czasie wolnym (święta) nagram coś w miejscu opisywanym wyżej, będą elementy frisbee i nie tylko :) + coś ze świąt co mnie smuci jak i również daje radość..
Zacznę od tej lepszej części posta. A mianowicie o Nali szcztuczkach.
Tak więc z powtórzeniami i utrwalaniem tego co już zna jest dobrze. Ale jest także coś nowego. Cą to dwie sztuczki, mam już nagrany materiał lecz jeszcze muszę co nieco poprawić, dokręcić :) i mam nadzieję że najpóźniej w niedziele (lub następną) pojawi się filmik.
Zaczęłyśmy sezon na rolki i śmieje się że niedługo będzie miała mięśnie jak nie jeden Pit bull. :D
I na tym kończą się to co dobre, przejdźmy dalej..
Często 5-7 dni w tygodniu chodzimy/jeździmy(autobusami) na wybieg. Jakieś 2 lata temu na jeden z nich przychodził mężczyzna z pięcioma Pit bull'ami, i to właśnie od nich nauczyła się warczeć przy zabawie, i gdy ma zabawkę. Oczywiście na mnie nie warczy, tylko na psy. Jeśli jakiegoś psa już zna to pięknie się bawi i może gryźć patyka wraz z nim bez konfliktów. Jeśli psa pozna na spacerze po czym pójdziemy razem na wybieg to również wszystko jest dobrze. Problem pojawia się wtedy gdy jest jakiś obcy pies (nie dzieje się tak zawsze) już na wybiegu lub wejdzie gdy my już jesteśmy.. gdy już się powąchają i przechodzą do zabawy to Nala warczy lub obszczekuje jest to trochę dominujące zachowanie ale po jakimś czasie najpóźniej drugie spotkanie z psem jest już w porządku. Ciężko jest mi to zachowanie wyeliminować mimo tych częstych spotkać z najróżniejszymi psami.
Następnie powiem Owczarku. A więc muszę jeszcze poczekać zanim cokolwiek zostanie przesądzone. Pomimo wielu przeszkód nie tracę wiary.. Zmieniła się moja sytuacja prywatna i w tej chwili ciężko mi przemówić jednej osobie w domu że pies ma po prostu źle. Ta osoba nie widzi problemu. Mam czas na wymyślenie/przekonanie do końca maja.. No cóż, muszę poczekać. Postaram się teraz aby do tego czasu pies miał jak najlepiej. Jeśli nie udałoby mi się niczego zrobić to już byłby koniec starań. Nie chcę patrzeć na to jak jakikolwiek pies w mojej rodzinie cierpi, jeśli tak dalej będzie to.. ehh Za tydzień lub dwa tam pojadę i porozmawiam z babcią, zapytam się jej również czy jeśli znalazł by się dom, który na prawdę dobrze zająłby się psem etc.. to czy by go oddała.. Jeśli nic nie wyjdzie to powiem już tak na poważnie co o tym wszystkim myślę. Jak nic z tym nie zrobią i nadal pies będzie miał tak jak ma to jestem skłonna to zgłosić, chociaż aby się przestraszyli.
Stwierdziłam również że jeśli nie będę miała DONa to psa kupię dopiero za rok. W tej chwili mam za dużo spraw na głowie. Chyba że przez ten rok nagle zdarzyło by się coś takiego że bym znalazła psa/lub przygarnęła potrzebującego.
Nie wiem jak się to wszystko ułoży, oby jak najlepiej..
Już w wieku szczenięcym przebywałyśmy wspólnie nawet kilkugodzinne trasy samochodem. Każda jazda odbywała się w spokoju. Albo sen albo podziwianie widoków, wystawianie mordki przez okno aby poczuć wiatr we włosach (uszach ;D).
Poruszamy się również komunikacją miejską. Co tydzień/dwa jeździłyśmy autobusami na wybieg dla psów. Nala grzecznie wchodziła do autobusu, nie ważne czy zatłoczony czy pusty. Denerwują mnie tylko osoby które chcą ją pogłaskać - dzieci mogą, spokojne kobiety również, lecz miałam dwie nieprzyjemne sytuacje z mężczyznami. Pierwsza była gdy mężczyzna zaczął ją głaskać i przestał więc chciała na niego skoczyć (postraszyć), a druga również bardzo podobna. Ale od bardzo bardzo dawna nic podobnego nam się nie zdarzyło. Najczęściej stoimy na środku autobusu aby nikomu nie przeszkadzać (Nala siedzi, a w drodze powrotnej leży), albo ja siadam na siedzeniu a pies siedzi na podłodze tak jakby przed siedzeniem obok. Często ludzie się uśmiechają gdy nas widzą i do siebie szepcą "biedny pies, szkoda że musi mieć kaganiec, ale takie są przepisy".. lub mnie zagadują ile ma lat, że taka grzeczna..
Gdy Nala miała rok musiałyśmy pojechać w jedno miejsce tramwajem. Akurat przyjechał stary, bardzo głośny. Trochę się denerwowała, była niespokojna. Od tamtej pory nie jeździłyśmy bo przy następnej próbie po prostu nie miałam odpowiedniej smyczy aby ciągnąć ją do tramwaju gdyż chciała uciec, ale również nie chciałam aby źle jej się kojarzył. Od jakiegoś tygodnia zaczęłyśmy podróżować tym środkiem komunikacji. Widzę że jest przestraszona lecz nie na tyle aby to zachowanie się w niej utrwaliło i każda kolejna podróż jest dla niej bardziej komfortowa od poprzedniej. Więc prawie codziennie jeździmy żeby wyeliminować niechciane zachowanie i już normalnie ze mną wskakuje i w lekkim niepokoju czeka aż dojedziemy na miejsce.
Pociągami jeszcze nie podróżowałyśmy, ale myślę że byłoby to dla niej jakieś straszne przeżycie.
Niestety zdjęć z tych miejsc nie mam, ale dla umilenia straconego czasu na czytanie : (agility 2 lata temu)
Już od dawna nie było nowego posta, ale mam nadzieję że teraz będę pisała częściej.
Tego chciałam napisać już jakiś miesiąc temu, ale albo nie miałam weny, albo nagrywałam filmiki aby w końcu coś wstawić i czułam niedosyt więc nie mogłam napisać, bo zbierałam materiały. I tak cały czas..
Filmiku o Nali i tak dzisiaj nie będzie. Nauczyłam ją nowej sztuczki która się na nim pojawi więc na razie pozostanie ona tajemnicą ;)
Zauważyłam że nie wstawiałam jeszcze zdjęć Nali z czasów szczenięcych.
Przepraszam za jakość lecz wtedy nie miałam lepszego sprzętu..
Była małą kulką mieszczącą się w szafce na buty..
Od maleńkości miała swoich codziennych towarzyszów zabaw.
Pamiętam ten jej czarny nochal jak węgiel..
A teraz coś nowego.
Jakiś miesiąc temu specjalnie pojechałyśmy na wybieg gdyż chciałam aby pobawiła się z innymi psami. I oczywiście skończyło się na tym że byłyśmy same. Więc trochę poćwiczyłyśmy, nie zabrakło podziwiających nas widzów. Wtedy też aparatu nie zapomniałam, lecz było zimno i nie miałam czasu na przestawianie go więc zdjęcia są jakie są...
Tydzień temu w piątek i sobotę byłyśmy na bardzo długim spacerze. Szłyśmy nad morze, tam plażą na molo i spacerkiem na wybieg, zabawy z psami i taki sam powrót.
W niedziele postanowiłam wziąć aparat, ale tym razem podjechałyśmy sobie autobusem aby się aż tak nie zmęczyła i miała więcej siły na zabawę z psami. Poszłyśmy na wybieg, było tak ok 5 psów. Na początku oswojenie się później zabawa lecz nie była to jakaś szalona zabawa lecz z dystansem. Później ktoś wychodził i następny przychodził.. Przyszedł właściciel z buldogiem angielskim, od samego początku wyczułam napięcie pomiędzy Nalą, a nim. Później został tylko on i szczeniak Owczarka Niemieckiego. Gdy Nala wzięła patyk to on zaczął się na nią rzucać. Ja sobie stałam a właściciel zaczął łapać swojego psa gdyż to on się rzucał, a Nala odchodziła powarkując. Pewnie pomyślał sobie że mój pies mnie nie interesuje, ale wiem że gdybym podeszła to byłoby gorzej. Gdy tylko go złapał od razu wyszli. Przyszły następne psy i było już spokojnie, lecz wyszłyśmy bo Nala tylko sobie chodziła. Poszłyśmy na drugi wybieg który jest 10 minut dalej, tam nikogo nie było więc była świetna okazja na popstrykanie.
Po chwili przyszła (zobaczycie niżej kto) więc Nala się wyszalała i zmęczona wróciła do domu.
Droga powrotna do domku ;D
A tak wyglądała po powrocie.
I futro mojego Futra :D
To jeszcze nie koniec.
W wakacje byłyśmy pod domkiem nad stawem. Tam oczywiście się napływała, a ja mądra, Co zrobiłam? Pakując się schowałam zabawki wraz z tymi wilgotnymi do pudełka. Po powrocie do domu nie miałam czasu na rozpakowanie, więc przez kilka miesięcy to się "kisiło" w szafce.
A tak to wyglądało przed włożeniem do śmieci ;p
Na tym zdjęciu widać zabawkę do wody, kurczaka i kawałek pluszowej kostki którą Nala uwielbiała ;(
Tutaj Rugby Denta Fan ale nie przepadała za nim, widać ile jest na nim pleśni.
A tu piłki tenisowe i piłkę na sznurku. Bardzo je lubiła.
Szkoda że tyle zabawek się zmarnowało.
Kiedyś wstawię zdjęcie na którym będzie wszystko co posiadam dla Nali.. bo ostatnio mnie naszła taka myśl ;)
A teraz coś całkiem z innej beczki - BOKEH. (specjalnie dla Malinois)
Próbowałam go zrobić, to był pierwszy raz jak wyjęłam aparat i pierwsze cyknięcia.
Pysznee smaczki ;p
I miska pełna..
Prawie bym zapomniała o jednym.
Posklejałam filmik z DONem. Tak po za tym to prawdopodobnie gdy już go wezmę będzie miał na imię Texas.
Wracając do filmiku to ma ona na zasadzie przybliżyć to jak zachowuje się na smyczy lecz warto zauważyć że jest on już po bardzo długim spacerze więc nie ma tyle energii co na początku.
Dla nie wiedzących. Film nie pokazuje moich technik szkolenia psa, lecz jego złych nawyków/wychowania.
Pies ma tendencje do obchodzenia wkoło. Jest to spowodowane przez łańcuch na którym robi to samo.
Jak widać nie używam zbyt wiele siły na to aby utrzymać psa. Szybko zmienia kierunek. Cały czas się rozgląda.
Starałam się na końcu aby pies zwrócił na mnie uwagę i tak się stało - było to bardziej spowodowane tym że miał na sobie kantar i chciał go po prostu zdjąć.
Dawno u niego nie byłam lecz w następny weekend tam pojadę aby skontrolować co się u niego dzieje.
I po powrocie porozmawiam z mamą aby w końcu coś się ruszyło w tym kierunku.. bo tak dalej być nie może.
Jeśli jednak do wakacji nie udało by się go wziąć, co mam nadzieje że się nie stanie. To możliwe że pojawi się u nas ktoś nowy. A będzie to Charcik Włoski lub Border Collie. Jeszcze waham się nad wyborem bo będzie to zależało od tego jak i ile czasu będę mogła poświęcić psu.
Na dzisiaj to wszystko, w następnym poście mam nadzieje że pojawi się filmik poświęcony Nali. ;)
Dziękuję wam za czytanie mojego bloga. Wiem że często się powtarzam w tym co piszę, ale muszę mieć wszystko pod kontrolą.
Dzisiaj bardzo dużo myślałam o tym psie którego prawdopodobnie będę miała..
Wiele też czytałam na temat ONków/DONów.
Jakiś czas temu planowałam zakup trymera hakowego, lub czegoś czym łatwo byłoby wyczesać tego psa.
I wczoraj ok. 21 przyszła karma dla Nali i Trixie Zgrzebło dwurzędowe (dla sierści gęstej i długiej), pierwszy test przeszedł znakomicie. Świetnie wychodzi podszerstek nawet z sierści Labradora.
Także polecam.
Myślałam;
~ O obroży i smyczy. Miałam w planach zakup smyczy, obroży i szelek dla Nali, więc to co aktualnie ma na spacery byłoby na DONa, lecz w tej chwili chyba podwójnie kupię obrożę i smycz. (Jeśli możesz mi coś polecić to napisz w komentarzu, zależy mi na bardzo wytrzymałych produktach i "niepalącej" rąk smyczy również nieprzebarwiających sierści).
~ O tym czy aby na pewno kupować kojec, czy nie lepiej byłoby zrobić go tańszym kosztem i po przewiezieniu już do nas psa - wykastrować go. (Ale nie wiem bo kojce które bym chciała kupić wyglądają na takie estetyczne i solidne i myślę że hand-made byłoby gorszą wersją tego co bym chciała).
Podsumowując;
- 2x kupić obrożę, smycz, halter
-wykonać kojec,
-wykastrować psa,
-kupić kaganiec fizjologiczny.
Możliwe że się powtarzam lecz muszę napisać to co będzie mi potrzebne niedługo, aby niczego nie zapomnieć.
Teraz trochę o Nali.
Ostatnio mamy "gorsze dni".
Nala cały czas obawia się wyjścia na dwór i co chwilę wsłuchuje się czy aby na pewno nie strzelają.
Ciężko mi w tej chwili cokolwiek zacząć z nią robić gdyż nie chce współpracować, staram się, lecz odpuszczam.. Poczekam jeszcze kilka dni..
Chociaż widzę też dużo korzyści z tego że się bała, od jakiś 5 dni codziennie chodzę z nią do biedronki po zakupy, ona czeka i albo wraca bez smyczy lecz w kagańcu do domu przy nodze, lub zdejmuję jej kaganiec i daję jej nosić najczęściej ser (w opakowaniu) i pięknie idzie do domu, przed wejściem do klatki puszcza to co nosiła i idziemy do domu.
Mam nadzieję że jeszcze kilka dni i wszystko będzie jak dawniej.
Przed blokiem musiałam ją ciągnąć aby poszła na spacer bo nadal boi się że nagle zaczną strzelać. Później zobaczyła kolegę (Labradora) to się ucieszyła, znowu musiałam ją pociągnąć. Gdy zaczęła już ładnie iść oczywiście co było słychać ? Wielki huk.. Tak, to petarda. Pies przestraszony ale szła obok mnie.
Gdy już przeszłyśmy ulicę, puściłam ją ze smyczy. i tak szła przy nodze do klatki.
Dzisiejszy dzień planowałam spędzić całkowicie inaczej.
Miałam też nadzieję na to aby porobić coś ciekawego.. Nie wyjawię co to będzie bo możliwe że pojawi się właśnie na filmiku.
Ale za to wczoraj byłyśmy na wybiegu, porzucałam jej patyki, po chwili przyszły 4 psy. Pobawiła się z Labradorem ale oczywiście musiała spoglądać co chwilę w niebo i wsłuchiwać się czy akurat nie zaczną strzelać. Porozmawiałam z właścicielką Cocker Spaniela angielskiego. Mówiła że jej pies strasznie ciągnie, niby taki mały a może palec ze stawu wyskoczyć bo ma taką siłę.. a później usłyszałam, "Tej rasy nie da się nauczyć aby nie ciągnęła na smyczy" A ja sobie myślę co to za głupota, nie raz widziałam te psy ładnie chodzące przy nodze na luźnej smyczy. Uważam że przy konsekwentnym uczeniu nie ciągnięcia da się z tym psem to osiągnąć.
Nala
Wczoraj także mama poruczyła temat opisanego post wcześniej owczarka.
Za dwa tygodnie jadę do babci aby popracować z psem, więc powiedziała że mam namówić babcie aby kupiła kojec. i tak pies będzie się tam męczył bo nie będzie miał spacerów i może stać się agresywny, a chciałaby tego uniknąć dopóki takie zachowania u niego nie występują..
Ehh.. przede mną bardzo poważna rozmowa z mamą po przyjeździe od babci..
Poopowiadam jej o zachowaniu DONa, o tym co dostaje do jedzenia, o moich obserwacjach i planach.
Sama zaproponowała wzięcie go do nas a teraz wymyśla że przeszkodą są pieniądze.
Jak bym przeszła z moją suką na brita i ten pies również byłby karmiony britem to miesięcznie wyjdzie ok 120 zł. Teraz wydajemy też około tylu na samą Nalę. Również nie chcę aby nikt myślał że kosztem Owczarka Nala będzie poszkodowana. Nie, była już karmiona tą karmą i wszystko było prawidłowe. Waga w porządku, sierść lśniąca, problemów nie było.. Więc byłoby to dobrym rozwiązaniem aby uratować psa nie szkodząc już będącemu.